niedziela, 13 lutego 2011

1st weekend...

…i powoli nadchodzi ten dzien…jutro zaczynam już normalnie pracowac, co prawda Tina będzie w domu ale tylko żeby mi pomoc w razie czego itp;) Z jednej strony rozumiem ja ze chce być pewna ze sobie poradze  ale ja lubie być rzucana na gleboka wode:P Znowu Billy ma nocki wiec tez będzie do mojej dyspozycji w ciagu dnia;) Ostatnie dni spędziłam na poznawaniu rodzinki, ich przyzwyczajen, regul i rozkładu dnia. Nadal mam problemy ze zrozumieniem tego ich okropnego akcentu ( nie wiem jak mogl mi się on wczesniej podobac ), Emily mowi niewyraźnie ale coraz latwiej mi ja rozszyfrowac, Ava mi bardzo pomaga we wszystkim, Billy jest zabawny na okrągło a Tina pomocna i zawsze można z nia pogadac;) Tworza dosc ciekawa rodzine. Wczoraj mialam okazje poznac rodzicow Tiny;) Jej mama jest smieszna , gadula okropna a tato wesoły;) Dzis spotkanko au pairek mialam, byliśmy w chinskiej restauracji, próbowałam wielu nowych rzeczy ( pikantnych zeberek, krabow, sushi itp.) i jedzenie maja super;) Poznalam kilka dziewczyn, spotkalam się z Carol a potem mialam 2h na zakupy bo czekalam az Tina skonczy prace i po mnie przyjedzie;) Kupilam sobie pizame i torebke hehe;) Trudno w to uwierzyc skoro w UK potrafilam tygodniwke wydac w ciagu 30 minut;) W sumie mogę powiedziec ze nie widziałam wielu fajnych ciuchow tutaj….a na większości pisze MADE IN CHINA lub PAKISTAN :P Co bym mogla jeszcze napisac….tesknie za Wami:**** I rodzinka i przyjaciolmi w Polsce i tymi mymi wariatami w Londynie;) Zycie tutaj jest po prostu inne…odległości ogromne i bez auta naprawde kiepsko…ale zem się wpakowala hehe:P do stacji pociągów mam ponad 30min piechota a tutaj tak zimno ze nawet się nosa wystawic na dwor nie chce;) Wieje okropnie po prostu!!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz